Jakiś czas temu utworzyłam sobie listę spraw, które należy
załatwić w jak najszybszym terminie jednocześnie wyznaczając najbliższą możliwą
oraz ostateczną datę wykonania danej rzeczy. Na bieżąco starałam się odhaczać
zrealizowane zadania wpisując termin, w którym zostało ono wykonane. Mogłeś
więc stale śledzić moje postępy a dziś pokuszę się o krótkie podsumowanie całej
listy pilnych spraw.
1. Zapisać się do ginekologa – sprawa załatwiona niemal od
ręki, a mimo to wyczekam się swoje w kolejce przez najbliższe kilka miesięcy. Wiesz,
jaki był najbliższy możliwy termin z NFZ w przychodni, którą sobie wybrałam i u
lekarza, do którego chcę się wybrać? Tylko nie spadnij z krzesła – styczeń
2014. Biorąc pod uwagę, że zadzwoniłam tam na początku października jest to
szmat czasu. Pewnie powinnam była się tego spodziewać biorąc pod uwagę stan
polskiej służby zdrowia, ale mimo wszystko jestem niemile zaskoczona.
Spodziewałam się maksymalnie miesiąca czekania.
2. Oddać kozaki do szewca – myślałam, że to będzie wyglądało
tak, że odnajdę te butki w jednym z moich pudełek, naszykuję sobie w
przedpokoju i zawiozę je po prostu do szewca, który wymieni w nich fleki, a
potem suchą jesienią będę mogła się nimi cieszyć. To tyle, jeżeli chodzi o
wyobrażenia. W rzeczywistości okazało się, że kozaki są powycierane i miejscami
weszła rdza. Uznałam, że nie będę w nich chodzić, a wymiana fleków to zbędny
wydatek pieniędzy i czasu. Wylądowały w szafie z używaną odzieżą i obuwiem.
3. Zrobić porządek w ubraniach – chcesz wiedzieć więcej?
Zerknij tutaj. Cięgle tylko zastanawiam się, co z rzeczami z torby ze znakiem
zapytania. Muszę jak najszybciej podjąć decyzję – maksymalnie do końca
października! Druga torba jest już poza moim mieszkaniem.
4. Zrobić porządek w butach – poszło całkiem szybko i
sprawnie. Wszystkie wyczyściłam i posegregowałam. Letnie znalazły się w
pudełkach ułożonych w piękny stosik w mojej szafie. Być może w przyszłości
skuszę się na plastikowe przezroczyste pudełka, które można kupić przez Internet.
Te, w których chodzę są w szafce w przedpokoju. Część została wyrzucona, a
jedne wydane. Szkoda, że czasem zdarza się, że buty są dobre, ale wykonane z
jakiegoś cholerstwa, które rani i kaleczy nogi do krwi, tak, że nie da się w
nich chodzić.
5. Rozejrzeć się za butami na Zumbę – przy okazji wizyty w
galerii handlowej w sprawie torebki zahaczyliśmy również o sklep sportowy,
gdzie przymierzyłam kilka par butów. Chociaż wszystkie były bardzo wygodnie
miałam już inny model upatrzony w Internecie, na który ostatecznie zdecydowałam
się dopiero kilka dni temu. Co tu dużo mówić, z decyzją o ich kupnie
wstrzymywał mnie przede wszystkim brak środków na koncie. W końcu jednak się
skusiłam i już je mam. Zostały przetestowane niemal od razu. O recenzję pokuszę
się pewnie za jakiś czas.
6. Wykupić karnety na
Zumbę – pewnie zastanawiasz się, co w tym było takiego trudnego? No niby nic,
ale wyjątkowo potrzebowałam faktury, której nie dostaje się od ręki. Druga
sprawa to jednorazowy koszt, jaki musiałam ponieść. Nagle zrobiło się lżej w
portfelu o pewną dla mnie niemałą sumkę. Odroczenie gratyfikacji nie jest taką
prostą sprawą. W tym przypadku trochę ryzykuję decydując się na kupno kilku
karnetów z góry. Z drugiej strony cierpliwość popłaca, bo dzięki takiej formie
załatwienia sprawy część pieniędzy została mi zwrócona z powrotem. Do tego
przez kilka miesięcy nie będę musiała martwić się o kupowanie karnetów.
7. Sfinalizować sprawę telefonu – po raz kolejny wyobrażenia
przerosły oczekiwania. Telefon zamówiłam na Allegro, ale jego rzeczywisty stan
nie odpowiadał opisowi na aukcji. Poczułam się oszukana i byłam wściekła na
siebie, że pokusiłam się o kupienie przedmiotu z promocji. Mogłam dopłacić
kilka dych więcej i uniknęłabym całego tego ambarasu związanego z nerwami,
odsyłaniem i długim oczekiwaniem na zwrot pieniędzy. Sprawdza się stare
powiedzenie, że chytry dwa razy traci. Dopisuję je sobie jako złotą myśl, bo jest
bardzo prawdziwe. Jedyne co załatwiłam to wszystkie formalności związane z
przejściem do nowej sieci. Na aparat będę musiała jeszcze trochę poczekać.
8. Sfinalizować reklamację butów – również w tym przypadku
reklamacja została rozpatrzona pozytywnie. O decyzji dowiedziałam się już
16.10.2013 ale ponieważ zostałam poinformowana, że mam 30 dni na wybranie sobie
czegoś innego lub zwrot pieniędzy, to nie spieszyłam się z odbiorem. W końcu
jednak stwierdziłam, że wolę mieć gotówkę przy sobie, bo w końcu mi ona
przepadnie i odebrałam kasę w ostatni weekend.
9. Sfinalizować reklamację torebki – to z kolei wiązało się
ze spacerem do jednej z galerii handlowych. Jak się ma mało czasu, to takie
specjalne wycieczki niekoniecznie są na rękę. Okazało się jednak, że ktoś mi
pomógł. Mój chłopak zaproponował, że mnie tam podrzuci, dzięki czemu obyło się
bez dodatkowego marszu i w ukochanym towarzystwie. A co z samą torebką?
Reklamacja została uznana, a pasek przyszyty.
10. Iść do fryzjera – Już o tym zapomniałam. Tym razem to
rzeczywistość przerosła oczekiwania. Zażyczyłam sobie najprostszą możliwą do
wykonania fryzurę polegającą na równym podcięciu włosów o pewną długość i jest
idealnie!
Można powiedzieć, że poszło mi całkiem nieźle. Czasem jednak
dochodzę do wniosku, że mam za wysokie wymagania względem świata. Oczekuję
chyba cudów albo po prostu mam słabą intuicję patrząc na punkty dotyczące ginekologa,
zakupu butów czy telefonu. Wydawało mi się, że zapisanie się do lekarza wymaga,
co najwyżej miesiąca czekania (tak jest w przychodni, do której obecnie
chodzę), a nie trzech (sic!). Kiedy coś kupuję i przykładam do tego naprawdę
dużą wagę – sprawdzam opinie, uważnie czytam szczegóły ofert, krążę wokół
tematu wnikliwie – oczekuję, że otrzymam produkt zgodnie z tym, czego się o nim
dowiedziałam. W rzeczywistości okazuje się, że buty są wygodne przez pierwsze 5
minut, a zamówiony telefon ma uszkodzone rogi, chociaż ani z opisu, ani ze
zdjęć nie dało się tego doczytać.
Druga złota myśl:
Chytry dwa razy traci
(więc lepiej dopłacić i kupić coś lepsze jakościowo)